Niezauważone cierpienie dzieci i młodzieży

W ostatnich latach coraz częściej mówi się o tym, że dzieci i młodzież doświadczają poważnych trudności emocjonalnych. Depresja, lęki, zaburzenia nastroju czy zaburzenia odżywiania już dawno przestały być rzadkością — to zjawiska, z którymi spotykają się nie tylko psychoterapeuci, ale i nauczyciele, lekarze czy pedagodzy szkolni. Cierpienie psychiczne dzieci i młodzieży jest tematem, który wymaga naszej uwagi. Mimo tej rosnącej świadomości, w gabinetach psychoterapeutycznych nadal bardzo często słyszymy od młodych osób jedno zdanie:

„Moi rodzice mnie nie widzą. Nie rozumieją, co się ze mną dzieje.”
Często nie wynika to z braku miłości czy obecności. Wręcz przeciwnie — wielu rodziców robi, co może: troszczą się, martwią, organizują opiekę medyczną, próbują „naprawić sytuację”. A jednak — nie zauważają cierpienia, które dzieje się tuż przed ich oczami.
Zamiast zrozumienia, młody człowiek słyszy:

  • „Przesadzasz”,
  • „W twoim wieku to się cieszyliśmy, że mamy co jeść”,
  • „Weź się w garść, inni mają gorzej”,
  • „To tylko etap, przejdzie ci”.

Dla dziecka lub nastolatka to podwójne zranienie — nie tylko coś boli, ale jeszcze zostaje z tym sam. Bez zrozumienia, bez przestrzeni, bez słów.
Dlaczego opiekunowie – nawet uważni, kochający i zaangażowani – nie widzą tego, co dziecko próbuje im pokazać?

Dlaczego cierpienie psychiczne młodych ludzi często jest bagatelizowane, lekceważone lub całkowicie niezauważone?


Odpowiedź może leżeć głębiej niż tylko w braku wiedzy o zdrowiu psychicznym. Często korzenie niezrozumienia sięgają dużo dalej – do różnic pokoleniowych, do sposobu, w jaki różne generacje dorastały, przeżywały i interpretowały emocje.

Każde pokolenie niesie ze sobą inny bagaż doświadczeń społecznych, historycznych i kulturowych. Inaczej patrzy na wychowanie, inaczej reaguje na wyrażanie emocji, inaczej rozumie, czym jest „problematyczne zachowanie”. To, co dla współczesnych nastolatków jest wołaniem o pomoc, dla ich rodziców może wyglądać jak bunt, lenistwo lub roszczeniowość.

Pokoleniowe różnice — co nas ukształtowało, tym mierzymy innych

Każde pokolenie nosi w sobie nie tylko wspomnienia i doświadczenia, ale również określony sposób rozumienia świata i relacji. Nasze przekonania na temat emocji, wychowania czy cierpienia nie pojawiły się znikąd – są konsekwencją czasów, w których dorastaliśmy. W relacji rodzic–dziecko te różnice stają się wyjątkowo wyraźne. Szczególnie wtedy, gdy rodzic nie widzi cierpienia swojego dziecka, bo… nie ma do niego „narzędzi poznawczych” – został wychowany w zupełnie innym klimacie emocjonalnym.

Baby boomers (ur. 1946–1964) – pokolenie idealistów

To pokolenie dorastało w czasach powojennych, w cieniu niedoborów, traumy narodowej i społecznej odbudowy. W Polsce często także w realiach PRL-u – gdzie lojalność wobec rodziny i systemu, praca na etat, oszczędność i „nie wychylanie się” stanowiły podstawę bezpieczeństwa. Wielu przedstawicieli tej generacji wierzyło, że charakter buduje się przez dyscyplinę i ciężką pracę, a emocje – szczególnie trudne – lepiej „przemilczeć”, niż analizować. Rodzice z tego pokolenia mają często trudność z uznaniem cierpienia emocjonalnego, jeśli nie przejawia się ono w fizyczny, widoczny sposób. Dla nich depresja dziecka to często „fanaberia”, a lęk społeczny – „nieśmiałość do przepracowania”.

Skutek: zinternalizowany przekaz, że emocje się kontroluje, nie przeżywa. To prowadzi do trudności w empatycznym reagowaniu na cierpienie dziecka.

Typowe reakcje:

  • „Ty nie wiesz, co to znaczy mieć problemy.”
  • „W twoim wieku to się cieszyliśmy, że mamy buty.”
  • Zaciśnij zęby i przestań się nad sobą użalać.”

Pokolenie X (ur. 1965–1980) – pokolenie reakcji

Pokolenie X dorastało w czasach transformacji ustrojowej, chaosu wartości i gwałtownych zmian społecznych. Wiele osób z tej grupy dorastało w rodzinach, w których rodzice byli nieobecni emocjonalnie lub fizycznie – pochłonięci pracą, walką o przetrwanie, życiem „na kredyt”.

Zamiast wzorca opiekuńczości, otrzymali przekaz: „radź sobie sam”. Emocje w tym modelu były oznaką słabości, której nie można sobie było pozwolić w świecie pełnym rywalizacji i niepewności.

Skutek: trudność w uznaniu, że dziecko może potrzebować wsparcia, mimo że nie ma „obiektywnych powodów” do cierpienia. Emocje są dla nich często czymś, co trzeba ujarzmić, nie eksplorować.

Typowe reakcje:

  • „Musisz się nauczyć radzić sobie sam.”
  • „Ja w twoim wieku byłem już samodzielny.”
  • „W życiu nie ma lekko – trzeba się zahartować.”

Millenialsi (ur. 1981–1996) – pokolenie obywatelskie

Millenialsi to pokolenie, które dorastało w okresie globalizacji, rozwoju internetu, edukacji emocjonalnej i rosnącej dostępności terapii. Wychowywani z większym naciskiem na wyrażanie emocji, rozwój osobisty i prawo do odrębności. Z jednej strony to grupa bardziej otwarta na tematy psychologiczne niż poprzednie pokolenia, z drugiej – obciążona presją samodoskonalenia i produktywności.

Często rozumieją cierpienie dzieci, potrafią je nazywać, mają większy dostęp do zasobów psychicznych. Ale jednocześnie bywają nadmiernie zaangażowani – próbują kontrolować, analizować, naprawiać wszystko, co odbiega od ich wyobrażenia o „zdrowej relacji”. Często też noszą w sobie lęk przed byciem „takimi rodzicami jak moi” – i w tym napięciu mogą nieświadomie projektować swoje własne zranienia na dziecko.

Skutek: świadomość emocjonalna bywa przeciążona perfekcjonizmem i potrzebą „zrobienia tego dobrze”. Dziecko nie musi już być ignorowane, ale może być przeanalizowane – i przez to nie doświadczone w swojej odrębności.

Typowe reakcje:

  • „Nie wiem, czy to normalne, że moje dziecko tak reaguje…”
  • „Może ono cierpi przeze mnie?”
  • „Muszę natychmiast znaleźć pomoc, zanim będzie za późno.”

Te różnice pokoleniowe nie są sztywne, ale dają ramę, która pomaga zrozumieć, dlaczego tak trudno nam się porozumieć między pokoleniami – zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o cierpienie. Bo każdy widzi i rozumie emocje przez pryzmat własnej historii. I każdy z tych pryzmatów warto poznać, by naprawdę móc zobaczyć swoje dziecko.

Między pokoleniami – dlaczego tak trudno się porozumieć?

W relacjach rodzinnych nie wystarczy miłość — potrzebny jest jeszcze język, który pozwala ją wyrazić i usłyszeć. Problem w tym, że każde pokolenie uczyło się innego słownika emocji, często sprzecznego lub niekompatybilnego z językiem, którym posługują się ich dzieci. Dla jednych „smutek” to naturalny sygnał do rozmowy, troski, wspólnego bycia. Dla innych — znak słabości, zagrożenia, czegoś, co należy jak najszybciej „przepracować” lub ukryć.

W wielu domach nadal funkcjonuje przekaz: „Nie płacz, bo to nic nie da”, „Uśmiechnij się, będzie lepiej”, „Musisz być silny”. Tymczasem dzieci i młodzież XXI wieku mówią coraz częściej: „Nie chcę być silny. Chcę być wysłuchany”. Brak wspólnego słownika emocji to nie tylko problem komunikacyjny — to źródło głębokiego niedosłyszenia siebie nawzajem. Rodzice mogą chcieć pomóc, ale robią to w sposób, który dzieci odbierają jako zaprzeczający ich doświadczeniu. Dzieci krzyczą „jest mi źle”, a rodzic odpowiada „będzie dobrze” — i choć intencja jest dobra, efekt bywa odwrotny: dziecko czuje się niezrozumiane, osamotnione, a czasem nawet zawstydzone swoim cierpieniem. 

Nieporozumienia te często mają swoje korzenie w tzw. przekazach transgeneracyjnych – nieświadomym przenoszeniu na dzieci emocji, tematów i schematów, których rodzice sami nie przeżyli, nie zrozumieli lub nie mogli wyrazić w swoim dzieciństwie. Jeśli rodzic jako dziecko był karany za złość, w dorosłości może nie dostrzegać jej u swojego syna — albo reagować na nią z lękiem i nadmierną kontrolą.

Międzypokoleniowe nieporozumienia

Jeśli matka dorastała w atmosferze nieustannego wstydu i porównań, może nieświadomie przekazywać dziecku komunikaty: „Nie przesadzaj”, „Nie pokazuj słabości”, nawet jeśli w teorii wspiera zdrowie psychiczne. Wstyd, lęk i bezsilność – to trzy emocje, które często stoją na straży rodzicielskiej obojętności. Nie dlatego, że rodzic nie kocha — ale dlatego, że nie wie, jak się zbliżyć do cierpienia dziecka, które budzi w nim jego własny, nierozpoznany ból.

Rodzic, który sam nie miał prawa czuć i być wysłuchanym, może nie umieć rozpoznać cierpienia dziecka, bo to by oznaczało, że musi zobaczyć i uznać coś, co sam kiedyś musiał wyprzeć. W tym sensie brak reakcji bywa nie brakiem troski, lecz formą obrony przed własną bezsilnością. A ta bezsilność, choć ludzka i zrozumiała, może prowadzić do przerwania kontaktu, do relacji, w której dziecko czuje: „Jestem z tym sam, nawet kiedy obok ktoś stoi”.

Dlatego porozumienie międzypokoleniowe wymaga odwagi. Odwagi, by zobaczyć nie tylko dziecko, ale też siebie — z całą historią, ograniczeniami i nadziejami. I dopiero z tego miejsca może narodzić się nowy język — wspólny, autentyczny, nieperfekcyjny, ale prawdziwy. Język, który mówi: „Nie wiem, co czujesz, ale jestem i chcę zrozumieć”.

Cierpienie psychiczne dziecka – skutki niezauważenia

Niezauważone cierpienie nie znika. Ono zamyka się w dziecku, rośnie, zmienia formę, przybiera inne oblicza – czasem bardzo ciche, a czasem trudne do przeoczenia, ale jeszcze trudniejsze do zrozumienia. Gdy dziecko wielokrotnie doświadcza, że jego emocje są lekceważone, że jego wewnętrzny świat nie ma znaczenia, zaczyna budować w sobie mechanizmy obronne, które – choć pomagają przetrwać – często odcinają je od siebie, od innych i od życia.

Utrata zaufania – dziecko przestaje dzielić się światem wewnętrznym

Kiedy dziecko widzi, że jego próby kontaktu z rodzicem spotykają się z niezrozumieniem, krytyką lub bagatelizacją, zaczyna powoli zamykać się emocjonalnie. Uczy się, że nie warto mówić, że lepiej milczeć, że świat wewnętrzny to coś, co należy chronić w samotności. W terapii młodych osób bezustannie pojawia się zdanie: „Rodzice nie wiedzą, co się u mnie dzieje, ale już im nie mówię, bo to nic nie daje.”
Brak zaufania do najbliższych to pierwszy krok do emocjonalnego odłączenia – nie tylko od innych, ale i od siebie.

Samotność emocjonalna – „nikt mnie nie rozumie”

Dziecko może być otoczone ludźmi, mieć rodzeństwo, kolegów, a nawet „zainteresowanych” rodziców – ale jeśli nie ma poczucia, że jego uczucia są przyjęte, zrozumiane i uznane, doświadcza głębokiej samotności emocjonalnej. To właśnie ta samotność – nieobecna fizycznie, ale bardzo realna – powoduje największe cierpienie. Z czasem młoda osoba może przestać ufać nie tylko innym, ale i sobie – bo skoro nikt nie zauważa jej bólu, to może ten ból wcale nie jest prawdziwy?

Ucieczka w objawy – somatyzacja, agresja, wycofanie, uzależnienia

Kiedy nie można mówić, ciało i zachowanie zaczynają krzyczeć.
Niezauważone cierpienie permanentnie znajduje ujście w postaci objawów:

  • Somatyzacja – bóle brzucha, migreny, chroniczne zmęczenie, które nie mają wyraźnej przyczyny medycznej.
  • Agresja i drażliwość – zwłaszcza u chłopców i nastolatków, których emocje nie są „dozwolone” w delikatniejszej formie.
  • Wycofanie i izolacja – „znikanie” z życia społecznego, szkoły, rodziny.
  • Uzależnienia – od telefonu, jedzenia, gier, ale też substancji – jako sposób na odcięcie się od bólu, którego nikt nie chce zobaczyć.

To nie są „problemy wychowawcze”. To sygnały alarmowe, że dziecko zostało ze swoim cierpieniem samo.

Trwałe przekonania: moje emocje są niepotrzebne, przeszkadzam, nie mam prawa czuć

Najbardziej bolesnym skutkiem braku widzenia dziecka jest to, co dziecko zaczyna myśleć o sobie. Bo dzieci nie przestają kochać rodziców – one przestają kochać siebie.

Kiedy emocje są systematycznie lekceważone, dziecko wyciąga wniosek:

  • „Moje emocje są niepotrzebne.”
  • „Jestem problemem.”
  • „Lepiej się nie odzywać.”
  • „Czucie to słabość.”

Z tych myśli rodzą się mechanizmy obronne, które mogą działać przez lata. I które w dorosłości często skutkują brakiem kontaktu ze sobą, trudnościami w relacjach, perfekcjonizmem, lękiem przed bliskością czy chronicznym poczuciem winy. Niezauważone cierpienie dzieci nie kończy się wraz z dzieciństwem. Ono dojrzewa razem z nimi – i niezmiennie staje się fundamentem cierpienia dorosłych.

Cierpienie psychiczne dziecka

Rodzice bezustannie nie dostrzegają cierpienia dzieci nie z powodu braku miłości, lecz braku wzorców, języka i narzędzi. Nikt ich nie nauczył rozpoznawania emocji, reagowania na subtelne sygnały, ani tego, jak być obok, gdy nie można niczego naprawić. W ich dzieciństwie być może nie było przestrzeni na pytanie: „Co czujesz?”, a emocje były zarezerwowane dla chwil granicznych – śmierci, choroby, dużej straty. Dlatego to nie oskarżenie, lecz zaproszenie do refleksji. 

Pokoleniowe różnice są realne i mogą boleć — ale można je zrozumieć. Można przestać oceniać siebie i innych według jednej miary. Można spojrzeć łagodniej na to, co miało być „wychowaniem”, a było po prostu powieleniem tego, co znane. Zmiana nie polega na tym, by wiedzieć wszystko o emocjach. Ani na tym, by nie popełniać błędów.

Zmiana zaczyna się w momencie, kiedy rodzic — choćby niepewnie, choćby z lękiem — zatrzymuje się i zadaje sobie pytanie:
„Czy ja naprawdę widzę to, co czuje moje dziecko?”

Naucz się słuchać swojego dziecka

Nie musisz od razu znać odpowiedzi. Czasem wystarczy, że przestaniesz ją zagłuszać. Że zamiast mówić „weź się w garść”, zapytasz: „Czy chcesz, żebym po prostu był obok?” Bo dzieci nie potrzebują doskonałych rodziców. Potrzebują obecnych. Widzących. I gotowych uczyć się nowego języka – wspólnie z nimi.

Ważne!

Jeśli doświadczasz trudnych relacji z bliskimi, czujesz się niezrozumiany lub widzisz, że w Twojej rodzinie powtarzają się te same schematy i napięcia – nie musisz przez to przechodzić sam.

Napisz do nas

Zapraszamy do naszego gabinetu na terapię rodzinną i relacyjną, którą prowadzą doświadczeni terapeuci: Denis Sokołowski oraz Marta Chrząszcz-Pudełko. Pomagamy w pracy z przekazami transgeneracyjnymi, konfliktami międzypokoleniowymi i trudnościami w komunikacji, które często stoją na drodze do bliskości i wzajemnego zrozumienia. Razem możemy stworzyć przestrzeń, w której każdy członek rodziny zostanie usłyszany.

Umów się na spotkanie i zobacz, jak może wyglądać kontakt oparty na zrozumieniu, a nie na powielaniu tego, co nieświadome.

Skontaktuj się z nami – jesteśmy tutaj, żeby pomóc.

 

Autorem artykułu jest:

Denis Sokołowski

Pracuję z osobami dorosłymi, które doświadczają lęku, stresu, depresji czy trudności w relacjach. Więcej informacji znajdziesz w zakładce zespół.

Podobał Ci się artykuł?

Zostaw serduszko - to nas motywuje